Diagnoza wstępna
Diagnoza wstępna
Kiedy w wolnej Polsce, w atmosferze powszechnego entuzjazmu, odradzał się samorząd lekarski, wszyscy rozumieli, że stanowi to szansę na podniesienie rangi naszego zawodu i realizację lekarskich aspiracji. Nikomu wówczas nie przyszło do głowy, że wywalczona z takim trudem reprezentacja i jedność środowiska po blisko dwudziestu latach może stać się obiektem kontestacji niektórych kolegów.
W tamtym momencie lekarze i lekarze stomatolodzy czuli się równoprawnymi członkami medycznej społeczności. Taki samorząd lekarski zastałem dziesięć lat temu, gdy z wyboru moich koleżanek i kolegów, bez podziału na lekarzy medycyny i lekarzy dentystów, powierzano mi kolejne funkcje i wyznaczano zadania. Wykonuję je do dziś z przekonaniem, że pracuję na rzecz całego środowiska lekarskiego i reprezentuję je, nie zważając na to, kto jest okulistą, kto neurologiem, kto internistą czy stomatologiem, a kto jak ja urologiem.
W ostatnich miesiącach jednak pojawiła się w pewnych środowiskach, głównie Krakowa i Wrocławia, myśl o wyodrębnieniu lekarzy dentystów w ramach tzw. autonomii, aby decyzje dotyczące tej grupy, także te personalne w sprawie m.in. wyborów do samorządu lekarskiego, podejmowane były tylko przez stomatologów. Bardziej pomysłowi sugerują wręcz, że jest to zawód odrębny od lekarza medycyny i jako taki powinien mieć swój własny samorząd, gdyż jest miernie bądź wręcz źle reprezentowany przez lekarzy nie-dentystów, pełniących często kierownicze funkcje w samorządzie.
Chociaż nie mam nic przeciwko drodze legislacyjnej, na której można by powołać odrębny samorząd lekarzy dentystów, osobiście wątpię – a opieram się na opiniach wielu stomatologów – czy jest to celowe i czy przyniesie realizację aspiracji i dążeń całego środowiska. Wymaga to bowiem dużego zaangażowania na rzecz innych, a nie jest, jak wydawać by się mogło, prostym sposobem na zaspokojenie ambicji kilkudziesięciu lekarzy dentystów.
Mam bolesną świadomość, że wiele jest różnic w naszym środowisku i rozumieniu jego interesów, często dzielących nawet lekarskie rodziny, gdzie np. jedno z małżonków prowadzi własną praktykę lekarza rodzinnego, drugie zaś zatrudnione jest w szpitalu.
Na posiedzeniu Naczelnej Rady Lekarskiej podniesiono składkę na Izbę Lekarską z trzydziestu na czterdzieści złotych. Uczyniono to m.in. głosami wszystkich lekarzy dentystów. (Chcę zaznaczyć, że dwóch delegatów naszej LIL, w tym ja, byliśmy przeciwni tej regulacji – nie dlatego, że obawialiśmy się gromów sypiących się na nasze głowy po powrocie z Warszawy, ale ponieważ nie przeprowadzono w tej sprawie szerokich konsultacji.) Jednak wśród stomatologów ściągalność składek jest najniższa. Marnie więc widzę organizację lekarzy, niepotrafiących zabezpieczyć środków na jej działanie. Proponowana przez niektórych tzw. autonomia lekarzy dentystów jest więc sposobem na finansowanie działań niewielkiej grupy, niemającej nawet poparcia w swoim zawodowym środowisku, ze składek nas wszystkich. Będąc spadkobiercą i kontynuatorem wspólnego, jednego dla wszystkich lekarskich specjalności samorządu, nie mogę milczeć w tej sprawie, która tak żywo zajmuje wielu lekarzy.