Diagnoza wstępna
Diagnoza wstępna
To, że szpital jest dla pacjentów, wiadomo nie od dzisiaj. I jakkolwiek funkcjonowałby system opieki zdrowotnej – na prawach rynku czy w zapyziałej postsocjalistycznej formie – do pracy każdego szpitala potrzebni są przede wszystkim oni – pacjenci.
Pacjenci nie poradzą sobie jednak sami: chorymi musi zająć się dobrze przygotowana, kompetentna kadra lekarska wspomagana przez równie dobrze wykształcony i kompetentny personel medyczny i niemedyczny.
Niestety obserwując pracę wielu polskich szpitali, widzę, że wciąż więcej do powiedzenia na każdy temat, w tym również dotyczący pracy lekarzy, mają pracownicy administracji, żyjący przecież z naszej ciężkiej pracy.
Nigdy nie negowałem wartości wysiłku tych ludzi, ale często my medycy obserwujemy, jak trudno uznać rolę lekarza za priorytetową, jak często wygrywa socjalistyczny mit o równych żołądkach.
Znając specyfikę działalności szpitali niepublicznych, zauważyłem, że w wielu tego typu placówkach nacisk położony jest na pozyskiwanie najlepszych specjalistów, zarówno lekarzy, jak i pielęgniarek, zaś inni – niemedyczni pracownicy – spełniają tam, można powiedzieć, rolę służebną względem pacjentów i personelu medycznego.
W szpitalach publicznych lekarze najczęściej również zatrudniani są na podstawie przesłanek merytorycznych. Za to wielu pracowników administracyjnych, żeby nie powiedzieć wszyscy, uzyskali umowy o pracę z wykorzystaniem partyjnego klucza.
Nierzadko te właśnie „święte krowy” ryczą najgłośniej, gdy samorząd lekarski i lekarskie związki zawodowe wykazują jawną niesprawiedliwość w dystrybucji wypracowanego dobra i domagają się proporcjonalnego jego rozdysponowania.
Od samego początku mojej aktywności zawodowej wysłuchując owego porykiwania i mając liczne przykłady właściwych relacji w zakładach niepublicznych, doszedłem do wniosku, iż najlepszą formą funkcjonowania są właśnie zakłady niepubliczne.
W ostatnim czasie wielu dziennikarzy pyta mnie, czy jestem zwolennikiem przekształceń własnościowych w polskich szpitalach. Niezmiennie, jak mantrę, powtarzam, że owszem, jestem. Widzę w nich możliwość zarówno rozwoju zawodowego kolegów, jak i lepszych uposażeń.
Media kilkakrotnie jednak pominęły, jak mi się wydaje celowo, pewne zdanie, które również wypowiadam jak mantrę: wszelkie zmiany w systemie własności szpitali powinny odbyć się dopiero po ustaleniu minimalnej płacy lekarzy, począwszy od stażysty, a kończąc na specjaliście. Mając taką gwarancję, dobrzy lekarze nie będą się obawiać ani przekształceń, ani prywatyzacji. Od wielu lat taki postulat głosi OZZL i samorząd lekarski. Bez jego spełnienia możemy w krótkim czasie stać się zakładnikami swojego zawodu, a przecież tak niedawno odzyskaliśmy wolność.
a.ciolko@interia.pl, tel. 0 601 28 33 16