Archiwum Medicusa

Serce: wolniej bije – dłużej żyje



Serce: wolniej bije – dłużej żyje

 

z dr med. Jarosławem Szponarem
z Oddziału Internistyczno-Kardiologicznego
Szpitala Wojewódzkiego im. Jana Bożego w Lublinie
rozmawia
Anna Augustowska

Ekscytujące, nowatorskie, a co najważniejsze dające niezwykle skuteczne narzędzie do leczenia osób z chorobą wieńcową – tak mówi się o zakończonych właśnie międzynarodowych badaniach „Beautiful”, w których uczestniczyli także Polacy. Proszę powiedzieć, czego dotyczył ten program badawczy?

Najkrócej mówiąc, program „Beautiful”, który prowadzony był od 2005 roku i objął swym zasięgiem 11 tysięcy pacjentów z 33 państw świata, w tym z Polski, skupił się na badaniu zależności między częstością akcji serca a liczbą incydentów sercowo-naczyniowych u osób z chorobą wieńcową. Rezultaty trwających trzy lata badań – tu trzeba podkreślić, że w badaniu uczestniczyli pacjenci z już stwierdzoną chorobą wieńcową i z dysfunkcją lewej komory serca, a średnia ich wieku wynosiła 64 lata – przedstawiono podczas kongresu Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, który odbył się kilka tygodni temu w Monachium. Wykazano, że chorzy mający dodatkowo częstość akcji serca 70 lub więcej uderzeń na minutę są – w porównaniu z osobami z częstością rytmu serca poniżej tej wartości – o 46% bardziej zagrożeni zawałem serca i o 34% bardziej narażeni na zgon sercowo-naczyniowy. Wzrasta też ryzyko udaru.

Badaniem rytmu serca zajmował się już pewnie Hipokrates. Aż trudno uwierzyć, że dopiero w XXI wieku medycyna odkryła wagę częstości pulsu.

Owszem, badanie pulsu należy do najprostszych, a zarazem najważniejszych i najczęściej stosowanych badań diagnostycznych. Od zarania medycyny wiemy, jak ważny jest rytm serca. Lekarze od dawna byli świadomi, że nadmiernie szybka częstość skurczów serca jest bezpośrednio odpowiedzialna za wiele chorób układu krążenia, jednak nie dysponowaliśmy tak mocnymi, twardymi dowodami jak teraz, kiedy ukazały się wyniki programu „Beautiful”. Profesor Michał Tendera ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, jeden z pięciu członków zarządzających badaniem, podkreślił, iż właśnie teraz po raz pierwszy udało się wykazać, że przyspieszenie akcji serca może wywołać u chorych kardiologicznie tak dramatyczne skutki.

No dobrze, ale jak to zmienić?

Spowalniając akcję serca. Odpowiedź, jak to skutecznie robić, także znajdujemy w wynikach programu „Beutiful”. Bo przecież nie jest tak, że naszym chorym nie obniżamy akcji serca. Do tej pory jedną z najczęściej stosowanych terapii było podawanie pacjentom beta-blokerów. Jednak nie wszystkie osoby dobrze je tolerują albo źle tolerują ich optymalne dawki. Dotyczy to głównie osób starszych, u których beta-blokery mogą powodować silny spadek ciśnienia, grożą zawrotami głowy, zasłabnięciami. Leki z tej grupy nie mogą być też podawane osobom z astmą czy przewlekłą obturacyjną chorobą płuc (POChP), bo zwężają oskrzela. Większe dawki tych leków mogą powodować impotencję, nasilać niedokrwienie kończyn dolnych, obniżają nastrój. W sumie te objawy i przeciwwskazania dotyczą kilkunastu procent wszystkich pacjentów z chorobą wieńcową. Dlatego szukano nowych preparatów, które efektywnie obniżałyby tętno i nie miały tylu skutków ubocznych. I działały wybiórczo.

Takim lekiem okazała się iwabradyna?

To lek, który w 2006 roku znalazł się w standardach Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego w leczeniu choroby wieńcowej u pacjentów nietolerujących beta-blokerów. Jest pierwszym selektywnym i specyficznym inhibitorem prądu węzła zatokowego If i jednocześnie pierwszym czynnikiem zmniejszającym wybiórczo częstość rytmu serca przy pełnym zachowaniu kurczliwości mięśnia sercowego, przewodnictwa przedsionkowo-komorowego, repolaryzacji komorowej jak i ciśnienia tętniczego. Te wszystkie cechy powodują, że iwabradyna ma optymalne działanie na serce i silne działanie przeciw niedokrwienne.

Chorzy, którzy uczestniczyli w badaniach „Beautiful” – w jedenastotysięcznej grupie było około tysiąca Polaków – byli leczeni na chorobę wieńcową zgodnie ze standardami, tj. z użyciem leków z czterech podstawowych grup – przeciwzakrzepowego, leku obniżającego cholesterol z grupy statyn, leku z grupy inhibitorów konwertazy angiotensyny lub blokera receptora angiotensyny oraz leku z grupy beta-blokerów. W czasie projektu część pacjentów otrzymywała iwabradynę, a część placebo. Po 19 miesiącach okazało się, że u chorych z tętnem 70 i więcej lek obniżał ryzyko zawału serca o 36%, a konieczność wykonania operacji by-passów lub angioplastyki wieńcowej – o 30%. Co istotne, chorzy ci nie odczuwali żadnych poważniejszych skutków ubocznych. Oznacza to, że iwabradyna może być podawana razem ze wszystkimi rutynowo stosowanymi lekami kardiologicznymi.

Czy polscy pacjenci też mogą liczyć na taką kurację?

Iwabradyna jest obecnie wskazana do leczenia stabilnej choroby wieńcowej u pacjentów z rytmem zatokowym i przeciwwskazaniami lub nietolerancją beta-blokerów. Powszechnie jest stosowana od stycznia 2006 roku w prawie 45 krajach świata, także w Europie. W Polsce iwabradynę chorzy już dostają – w przewlekłej stabilnej dławicy piersiowej z rytmem zatokowym i przeciwwskazaniami lub nietolerancją beta-adrenolityków. W tych sytuacjach lek jest refundowany jak w chorobach przewlekłych. Sądzę, że wkrótce specyfik uzyska nową rejestrację zgodną z wynikami badań: wskazania do stosowania w stabilnej chorobie wieńcowej u osób z częstością akcji serca >70, leczonych beta-adrenolitykiem, w celu dalszej redukcji ryzyka zawału mięśnia sercowego i potrzeby rewaskularyzacji wieńcowej. To ważne, bo każdego roku 250 tysięcy Polaków leczonych jest z powodu ostrych zespołów wieńcowych, z czego aż 100 tysięcy przechodzi zawał serca, a choroby układu krążenia to przyczyna niemal połowy zgonów polskiej populacji.

Wróćmy jeszcze do badania pulsu. Czy warto wykonywać je profilaktycznie, kiedy jeszcze nie mamy stwierdzonej choroby serca?

Oczywiście że warto. To prosta procedura, ale lekarze wciąż wykonują ją zbyt rzadko. Tymczasem nawet 20-letni zdrowy człowiek, jeśli żyje w długotrwałym stresie, pali papierosy i nie dba o zdrowy styl życia, jeśli będzie miał dodatkowo wyższe niż 70 tętno, za jakiś czas może zachorować. Tym bardziej warto, aby tętno kontrolowali 40-latkowie itd.

Takie pomiary robione zawsze w stanie spoczynku – nie po kawie czy papierosie! – np. przez tydzień mogą dać ciekawe wyniki i skłonić do rozpoczęcia terapii prowadzącej do zwolnienia akcji serca. Oczywiście najprostszą metodą uzyskania wolnej akcji serca jest zdrowy tryb życia, prawidłowe odżywianie, regularny trening fizyczny i umiejętność relaksu. Ale cóż, wydaje się, że w te najprostsze i najtańsze sposoby nasi pacjenci wciąż nie wierzą.