Diagnoza wstępna
Diagnoza wstępna
Źle się dzieje, gdy młodzi i gniewni stają się z czasem starzy, wypaleni i zgnuśniali. Młode wilki zmieniają się w basiory, zastanawiające się już nie tylko nad tym, jak kształtować swoją przyszłość, lecz także nad tym, jak utrzymać status quo i możliwość jak najdłuższego osiadania na laurach przez siebie zdobytych. To zjawisko dotyczy również samorządu lekarskiego i lekarskich związków zawodowych.
Fatalnie jednak się dzieje, że na miejsca, być może wyeksploatowanych i wypalonych starych przewodników lekarskiego stada, przychodzą ludzie nie mający do zaoferowania swoim kolegom nic poza podszytym własnym strachem przekonaniem, że w sytuacji, w której niewiele da się zrobić, nie należy robić nic i czekać na lepsze czasy, kiedy być może przyjdzie mityczny mesjasz i zmieni w cudowny sposób wcale nie lekką rzeczywistość.
Rzeczywistość nie maluje się w różowych kolorach. Wywalczone z trudem lekarskie uposażenia, choć niewygórowane, oddawane są bez próby walki przez samych lekarzy.
Kiedy 23 lata temu rozpoczynałem pracę, pewien starszy lekarz stwierdził, że dożyjemy takich czasów, gdy będziemy dopłacać do przywileju przychodzenia do pracy. Słowa, które kiedyś uważałem za żart, dziś zaczęły realizować się w szpitalu, w którym pracuję od początku jego istnienia.
Nie mam wątpliwości, że za przykładem mojego szpitala pójdą inne placówki. Skoro można zastąpić prawdziwą reformę ochrony zdrowia i restrukturyzację szpitali zmuszaniem pracowników do subsydiowania i kredytowania swoich zakładów pracy, to przecież można pójść również dalej i zaproponować im wykupywanie cegiełek codziennie przy wejściu do zakładu pracy.
Myślę, że wielu lekarzy zgodziłoby się i na to, a po kilku latach pracy w takim systemie mogliby pokusić się nawet na wybudowanie dla siebie niewielkich nieruchomości.
Warunkiem powodzenia takich działań jest jednak przesłanka, że zaproponowany system wykupywania „cegiełek” i dopłacania przez lekarzy do niewydolnego i pozbawionego realnych kontraktów finansowania, wyprowadzi jednak placówki z zapaści i przywróci płynność finansową.
Nie trzeba być jednak ekonomistą, by po pobieżnym przejrzeniu skutków finansowych takiego „reformowania szpitali” dojść do wniosku, że zarzynanie kury znoszącej złote jaja jest co najmniej naganne i niczym nie uzasadnione. Tą złotą kurą w systemie publicznej służby zdrowia są dziś lekarze i pielęgniarki. Zdziwienie budzić może tylko fakt, że zarzynane dzisiaj masowo „kury” same podkładają głowy pod topór i nie starają się podjąć prób ratunku.
Jestem przekonany, że tych przysłowiowych „cegiełek” nie wystarczy nawet na wymurowanie niewysokiego murku.
Smutne to czasy, gdy dobry lekarz przestaje kojarzyć się z fachowcem umiejącym prawidłowo diagnozować, leczyć, operować pacjenta, a zaczyna się kojarzyć z urzędnikiem prawidłowo i nienagannie wypełniającym sprawozdawczość dla NFZ.Czekam niecierpliwie na powstanie nowej lekarskiej specjalizacji, której ukończenie, uwieńczone państwowym egzaminem, da jego abiturientowi prawo do używania pieczątki o treści: lek. med. specjalista JGP.
a.ciolko@interia.pl, tel. 0 601 283 316