Człowiek, który leczy innych, musi być trzeźwy
Człowiek, ktory leczy innych,musi być trzeźwy
z Marią Durą specjalistą psychiatrii, pełnomocnikiem ds. zdrowia lekarzy przy Lubelskiej Izbie Lekarskiej rozmawia Anna Augustowska
· Od ponad roku pełni pani funkcję pełnomocnika do spraw zdrowia lekarzy. Z jakimi problemami styka się pani najczęściej?
– Są to różne sprawy. Rola pełnomocnika jest wielostronna i dotyczy każdej sprawy, związanej z kondycją zdrowotną lekarza. Chodzi tu przede wszystkim o sytuację, kiedy choroba lekarza, jego niedyspozycja może mieć zły, wręcz niebezpieczny wpływ na wykonywane przez niego obowiązki. To są zarówno choroby somatyczne, jak i choroby psychiczne, a także alkoholizm. I z tym problemem stykam się jako pełnomocnik najczęściej.
· Co to znaczy najczęściej?
– Spośród kilkunastu osób, które się do mnie do tej pory zgłosiły, większość to lekarze mający problem z nadmiernym piciem alkoholu. Kilkoro z nich jest właśnie w trakcie leczenia. Wiem, że to „kilkoro” brzmi mizernie, bo fakty, badania i wszelkie statystyki jednoznacznie pokazują, że uzależnienie od alkoholu dotyka około 10-20 procent ogółu konsumentów, a lekarze nie różnią się pod tym względem od reszty społeczeństwa. Pijący lekarze są wśród nas, ale niewielu z nich szuka pomocy. Zaprzeczają, że są chorzy, twierdzą, że wszystko jest pod kontrolą. To zaprzeczenie dotyka zresztą nie tylko samych chorych, ale również najbliższego otoczenia, w tym środowiska zawodowego. Owszem, kiedy w pracy zjawia się lekarz, będący „pod wpływem”, koledzy szybko tuszują całą sprawę, organizują zastępstwo, dają mu czas, aby się wyspał, wysyłają na zwolnienie. To nie jest dobrze pojęta pomoc. Bo ten człowiek jest chory i za chwilę znów może mieć problem.
· Nie tak dawno, portal medyczny Esculap zamieścił ankietę z pytaniem: „Czy zetknąłeś się kiedyś bezpośrednio w swoim otoczeniu z problemem alkoholizmu wśród lekarzy?”. Na ponad tysiąc badanych aż 517 odpowiedziało: „Tak, w wielu sytuacjach”. „Tak, w sporadycznych przypadkach” odpowiedziało 570 ankietowanych.
– No właśnie, widać, jak duży jest to problem i jak duże jest przyzwolenie na picie. Bo gdybyśmy tych ankietowanych zapytali, jak się zachowali spotykając tych lekarzy z problemem alkoholowym, to pewnie usłyszelibyśmy, że nic w tej sprawie nie zrobili. W Polsce, niestety, nie ma miarodajnych badań, które określiłyby, jaki procent środowiska lekarzy jest uzależniony od alkoholu. Nie wiadomo, ilu lekarzy pija sporadycznie w pracy, ilu jest objętych terapią antyalkoholową. Nie wiem też, czy takie wyliczanki miałyby sens. Problem według mnie leży gdzie indziej – w przełamaniu źle pojmowanej solidarności zawodowej, w przymykaniu oczu przez przełożonych tych lekarzy. Dopóki ten mechanizm nie zostanie zmieniony, nie ma chyba szans na sukces.
· No tak, to pięknie brzmi, ale lekarze bronią się, że nie chcą być „donosicielami” , nie chcą „kopać leżącego”.
– Bo to nie są łatwe sprawy. Nie jest łatwo nakłonić kolegę, aby przyznał się przed sobą do swojej choroby. No, ale przecież nasza interwencja to może być koło ratunkowe – ratujące i człowieka, i lekarza. Ratujące jego pacjentów. Przecież człowiek, który leczy innych musi być trzeźwy.
· Co więc można zrobić?
– Można oczywiście „po męsku” pogadać, można szukać sprzymierzeńców wśród najbliższej rodziny pijącego lekarza, jego przyjaciół. Każdy ma jakąś potencjalną grupę wsparcia. Ale co tu kryć, takie nasze dobre rady niewiele mogą wskórać. Uzależnienie to ciężka, nawracająca choroba mózgu, polegająca na wypieraniu i zaprzeczaniu oczywistym faktom. Tu trzeba profesjonalnej terapii. Moim oczekiwaniem jest, aby w takie sytuacje chcieli wkraczać bezpośredni przełożeni lekarzy. To ordynatorzy, kierownicy i dyrektorzy mają moc sprawczą, aby wymagać od swoich podwładnych odpowiedniej postawy w pracy. Najgorsze co mogą zrobić, to najpierw latami przymykać oko, a jak dojdzie do jakieś spektakularnej historii, np. pacjent wezwie do pijanego lekarza policję, wylać go po prostu na bruk. To zwykle gwóźdź do trumny dla tego chorego człowieka.
· Aby tak się nie musiało dziać powołano przy samorządach lekarskich instytucje pełnomocników?
– Właśnie po to – pełnomocnicy mają być takim ogniwem, instytucją, która podsuwa choremu koledze różne warianty pomocy. Ideałem byłoby, aby takie osoby zgłaszały się do nas same, ale do tej pory nie spotkałam się z taką postawą. Większość takich lekarzy zapraszamy na rozmowę po interwencji rodziny, czasem kolegów. Jeden jedyny raz, problem pijącego pracownika zgłosił mi jeden z dyrektorów szpitali. Niestety, jak zauważyłam, oczekiwania są takie, że to ja będę jakimś cudem wyszukiwać lekarzy z problemem alkoholowym. Nikt nie jest jasnowidzem! Nie ma takich możliwości! Jeśli nie zostanę wcześniej poinformowana o problemie, o „wpadkach” lekarzy, którzy przyjmowali pacjentów pod wpływem alkoholu, dowiaduję się tak jak wszyscy – z mediów. A przecież wiele można zdziałać, zanim „mleko się rozleje”.
· Czego może oczekiwać osoba, która zdecyduje się zgłosić do pełnomocnika?
– Po pierwsze, diagnozy. Jeśli moja nie wystarczy, taki lekarz dostanie skierowanie do odpowiedniej poradni leczenia uzależnień. Jeśli to konieczne, będzie mógł skorzystać z leczenia stacjonarnego. Tu mogę się włączyć i znaleźć miejsce w każdym takim ośrodku na terenie Polski. Wiem, że dla wielu kolegów problemem jest podejmowanie kuracji blisko domu i miejsca pracy. Pomogę wybrać optymalne miejsce. Mogę pośredniczyć w mediacjach z szefostwem, aby leczyli się bez strachu o miejsce pracy. Bo to właśnie szansa na dalszą kontynuację kariery zawodowej jest często głównym motorem i siłą napędową do walki z uzależnieniem. Pomocy może szukać też u mnie rodzina lekarza. Ich wsparcie i zrozumienie jest bezcenne.
· Muszę na koniec zapytać o chyba najważniejszy problem: Czy można skłonić uzależnionego lekarza do leczenia się?
– Nie można – to wolny wybór tego człowieka, który nie jest przecież ubezwłasnowolniony. Ale z całą pewnością nie można bezczynnie patrzeć, jak się pogrąża w destrukcji. Wszyscy wtedy stajemy się jakby jego wspólnikami. Dlatego warto próbować. Czasem drastycznie, grożąc utratą pracy, odebraniem prawa wykonywania zawodu, ale na pewno nie pseudokoleżeństwem i tuszowaniem jego alkoholizmu. Ktoś, kto pod wpływem alkoholu zajmuje się pacjentami, musi się liczyć z konsekwencjami takiej postawy. Działania pełnomocników są koordynowane przez NIL. Wspólnie wypracowujemy zasady, opierając się na doświadczeniach kolegów z poszczególnych izb lekarskich. Powinniśmy się też włączać w działania na rzecz trzeźwości prowadzone przez inne organizacje. Wiem, że w najbliższym czasie o taką współpracę zwróci się do nas samorząd miejski. Mam nadzieję, że LIL wesprze te działania.
Pełnomocnik LIL ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów Maria Dura pełni dyżur w LIL w każdą środę po godz. 15.30. Codziennie kontakt przez sekretariat LIL 081 536-04-50 (51) lub tel. 0 607 935 039.