Stać nas na więcej
Moim zdaniem
Stać nas na więcej
Według najnowszego raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) – „OECD Health Data
Pod względem nominalnego Produktu Krajowego Brutto (PKB) oszacowanego w 2008 roku na 567,4 mld dolarów, nasz kraj znalazł się w gronie 25 największych gospodarek świata, zajmując nie najgorsze, 18. miejsce.
Pomimo światowego kryzysu, nasza gospodarka ma się więc całkiem dobrze. W przeciwieństwie do pozostałych krajów Unii Europejskiej, które zanotowały spadki wartości PKB, Polska może nawet pochwalić się jego nieznacznym wzrostem. Pomimo tych optymistycznych danych, według wyliczeń ministra finansów, przyszłoroczny deficyt budżetowy ma przekroczyć 52 mld zł, co stanowi w przybliżeniu kwotę, jaką NFZ wyda na leczenie Polaków w 2009 roku. Czy w tej sytuacji Polacy mogą mieć nadzieję, że na ich zdrowie państwo wyda w przyszłym roku więcej? Słynne 52 mld zł stanowi 3,8% PKB, czyli mniej niż w okresie 2001-2002, kiedy dziura budżetowa sięgała 4,9% PKB. Niestety, pomimo nie najgorszych prognoz, decydenci za wszelką cenę starają się unikać tematów związanych z dodatkowym finansowaniem ochrony zdrowia, uparcie twierdząc, że nie stać nas na więcej. W tej sytuacji NFZ już dziś nie chce płacić za nadwykonania, argumentując to brakiem funduszy. Nic więc dziwnego, że w takiej sytuacji, z każdym tygodniem rośnie liczba szpitali i oddziałów, które z powodu braku środków finansowych ograniczają przyjęcia pacjentów, czy przesuwają terminy planowych operacji na 2010 rok. Sytuację pogarsza fakt, że sprywatyzowane szpitale odmawiają pełnienia nieopłacalnych tzw. ostrych dyżurów, co dodatkowo obciąża finansowo placówki publiczne. Rosnące kolejki do szpitalnych poradni (np. półroczne oczekiwanie na wizytę u onkologa (sic!)), oszczędzanie na wszystkim, czy wciąż zbyt niskie wynagrodzenia lekarzy specjalistów (którzy w wielu przypadkach zarabiają mniej od lekarzy w trakcie specjalizacji) – są dowodem, że Polska nie radzi sobie z tak ważnym sektorem, jakim jest ochrona zdrowia.
Zwiększenie zbyt niskich, a przede wszystkim nieadekwatnych do potrzeb i możliwości kraju wydatków na ochronę zdrowia w stosunku do PKB od zawsze stanowiło treść programów wyborczych niemal wszystkich ugrupowań politycznych. Niestety, żadne z nich, od lewicy po prawicę, po wygraniu wyborów nie robiło prawie nic, by skutecznie ten problem rozwiązać. Zdrowie Polaków nie było i nie jest priorytetem kolejnych rządów.
Według najnowszego raportu OECD całkowite wydatki na ochronę zdrowia w Polsce w 2007 roku, stawiają nasz kraj na jednym z ostatnich miejsc (trzecim od końca) wśród wszystkich krajów OECD.
Mniej na leczenie swoich obywateli (w przeliczeniu na odsetek PKB) przeznaczają jedynie Meksyk i Turcja. Nieznaczne zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia w Polsce, którym często chwalą się politycy, spowodowane było według ekspertów OECD głównie dużym wzrostem kosztów refundacji środków farmaceutycznych. W 2007 roku wydatki na leki wyniosły aż 24,5% funduszy przeznaczonych na ochronę zdrowia w Polsce. Jak się okazuje, na środki farmaceutyczne wydajemy statystycznie o ponad 7% więcej wartości PKB niż wynosi średnia dla krajów OECD, co chyba jednak nie najlepiej świadczy o prowadzonej przez nas polityce lekowej.
Nie trzeba nikogo przekonywać, że wczesne wykrywanie chorób umożliwia ich skuteczniejsze leczenie. W ciągu kilkunastu ostatnich lat na całym świecie obserwuje się duży wzrost dostępności do nowoczesnych radiologicznych metod diagnostycznych – niestety, nie dotyczy on w takim stopniu Polski, jak innych krajów członkowskich OECD. Liczba tomografów komputerowych jest u nas ponad dwukrotnie, a skanerów MRI aż ponad czterokrotnie niższa niż wynosi średnia krajów OECD (odpowiednio 9,7 i 2,7 do 20,2 i 11/mln populacji)!
Sektor publiczny jest głównym źródłem finansowania ochrony zdrowia we wszystkich krajach OECD z wyjątkiem USA i Meksyku. Najwyższy procentowy udział wydatków publicznych na ochronę zdrowia jest w Luxemburgu (90,9% całkowitych wydatków). Powyżej średniej dla krajów OECD, która wynosi 73%, wydają również Czechy, Wielka Brytania, Japonia, Irlandia oraz państwa skandynawskie, takie jak Dania, Norwegia, Islandia i Szwecja – wszystkie powyżej 80%. Wydatki sektora publicznego na ochronę zdrowia w Polsce, wynoszące 70,8% całości funduszy przeznaczonych na ten cel w 2007 roku, stawiają nas w grupie państw mniej szczodrych i dbałych o zdrowie swoich obywateli.
Lekceważenie problemów ochrony zdrowia w naszym kraju przez kolejne ekipy rządzące znalazło również odbicie w zasobach kadrowych. W 2007 roku Polska mogła pochwalić się jedynie 2,2 praktykującymi lekarzami przypadającymi na 1000 obywateli. Dla porównania, w krajach OECD średnia liczba lekarzy była prawie o 40% wyższa (3,1/1000 ludności). Problem wygląda jeszcze poważniej, gdy pod uwagę weźmie się liczbę pracujących w Polsce pielęgniarek, których mamy niemal dwukrotnie mniej niż inne kraje OECD (5,2/1000 ludności w porównaniu do 9,6/1000 ludności)! Zbyt niskie nakłady na ochronę zdrowia nie pozostają również bez wpływu na średnią długość życia w Polsce, która jest statystycznie aż o 3,6 roku krótsza niż w innych krajach OECD! Mało pocieszający wydaje się fakt, że w państwach, w których wydatki na ochronę zdrowia są niższe niż u nas (Meksyk i Turcja), średnia długość życia obywateli jest jeszcze krótsza. Również śmiertelność noworodków w Polsce, w porównaniu do innych krajów OECD jest znacznie wyższa i wynosi 6 zgonów na 1000 żywych porodów w porównaniu do średniej dla OECD wynoszącej 4.9/1000 żywych porodów.
Obecnej ekipie rządzącej udało się nieco poprawić jeszcze do niedawna skandalicznie niskie zarobki lekarzy. Teraz staje przed zdecydowanie trudniejszym i bardziej skomplikowanym zadaniem, którego celem powinno stać się znaczne zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia. Czy wystarczy jej politycznej odwagi, by podjąć być może mało popularne decyzje?
Marek Derkacz
marekderkacz@interia.pl