Historia i medycyna
Historia i medycyna
z Ludwikiem Kowieskim, lekarzem, historykiem medycyny rozmawia Jerzy Jakubowicz
• Skąd u pana takie zainteresowanie historią i ludźmi, którzy ją tworzyli?
– Wielu moich przodków i bliskich krewnych brało czynny udział w walce o niepodległość Polski lub w bardzo zaangażowanej pracy społecznej. Pradziadkowie, Jan Kowieski i Józef Jarocki brali udział w powstaniu styczniowym. Kuzyn, Józef Czarnocki, oficer 7. pułku Legionów poległ 23 września 1939 r. w walce z Niemcami w okolicach Tomaszowa Lubelskiego. Dziadek, Andrzej Kowieski, był członkiem Ligii Narodowej, założonej przez Romana Dmowskiego. Kuzyn, Zenobiusz Borkowski po I wojnie został burmistrzem Białej Podlaskiej, a jego syn, Artur, za działalność w ruchu oporu został zamordowany w 1941 r. przez Niemców w Oświęcimiu. Rodzina Kowieskich i ich kuzyni brali czynny udział w obronie praw unitów na Podlasiu, co w czasie pielgrzymki do Rzymu mojego dziadka, Andrzeja Kowieskiego w 1904 r., docenił papież Pius X, wręczając mu swój portret z dedykacją. Kuzyn, ks. Wincenty Przesmycki, wikariusz katedry lubelskiej, za pomoc duszpasterską dla unitów, uznaną przez władze carskie za działalność przestępczą, został skazany na 25 lat zsyłki na Sybir.
• Interesował się pan historią, a został lekarzem.
– Niestety, gdy zdawałem maturę, w Polsce był okres najciemniejszej nocy stalinowskiej, a historia była zlepkiem kłamliwych informacji, zohydzających nie tylko naszą przeszłość, ale także historię innych krajów. Wówczas za radą ojca – „wybierz to, co cię interesuje, a jest obojętne ideologicznie” – wybrałem studia medyczne, z rozsądku, bo lekarz jest zawsze potrzebny, niezależnie od panującego ustroju.
• Co się stało, że ponownie zainteresował się pan historią?
– Głównym bodźcem do ponownego zainteresowania się historią był pobyt na praktyce wakacyjnej w Szczebrzeszynie. Dość przypadkowo zostałem ulokowany w domu znanego lekarza i historyka dr. Zygmunta Klukowskiego, który wówczas przebywał w więzieniu UB w Rawiczu. U niego zetknąłem się z setkami książek historycznych, wśród których było wiele białych
kruków. I tak zaczęła się wielka pasja mojego życia, historia organizacji medycznych i działających w nich lekarzy w naszym regionie.
• Ale tytuł doktora uzyskał pan z nauk medycznych.
– Początek przygotowań do tej pracy był dość zabawny. Jako lekarz stykałem się z wieloma lekarzami klinicznymi z tytułami doktorskimi, którzy uważali się za coś lepszego. Wówczas pomyślałem sobie, dlaczego ja, zwykły lekarz pogotowia ratunkowego, mam być gorszy i zabrałem się za opracowanie dziejów lubelskiego pogotowia ratunkowego w latach 1917-1974. I tak powstała praca doktorska, którą obroniłem 18 marca 1976 r.
• Szerokie uznanie przyniosła panu niezwykle cenna publikacja „Lista katyńska oficerów lekarzy, członków Izby Lekarskiej Lubelskiej”.
– Została ona oparta na źródłowych materiałach archiwalnych i relacjach rodzin pomordowanych lekarzy. Wydano ją nakładem Lubelskiej Izby Lekarskiej w 2004 r. W książce są biogramy 60 lekarzy przedwojennej Lubelskiej Izby Lekarskiej, a każdy z nich kończy się tragicznym słowem: zamordowany. Tak zmarli ci, którzy nieśli pomoc innym. To wyjątkowe barbarzyństwo. Bodźcem do powstania tej książki stała się publikacja prof. J. Glińskiego z Warszawy, który wydał Słownik biograficzny lekarzy i farmaceutów ofiar II wojny światowej oraz nawiązanie kontaktu z dr. Krzysztofem Brożkiem, kierownikiem Zakładu Historii Medycyny Akademii Śląskiej, który opracował wiele biogramów lekarzy związanych ze Śląskiem. Niestety, obawiam się, że te piękne tradycje utrwalania pamięci o naszych starszych kolegach zanikną. Brakuje następców, a wielu lekarzy specjalistów do zawodu i jego historii podchodzi zbyt komercyjnie.
• Nad czym obecnie pan pracuje?
– Opracowałem rodzinne drzewo genealogiczne, a jego korzenie sięgają połowy XVII w. Jednak stan zdrowia wymaga, abym coraz więcej wolnego czasu spędzał z żoną Marzeną (była lekarzem akademickiej służby zdrowia) na ulubionej działce nad jeziorem Rogóźno.