Archiwum Medicusa

Kłopoty beniaminka

Kłopoty beniaminka

z Jerzym Szareckim, dyrektorem Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie rozmawia Jerzy Jakubowicz

 DSK jest najmłodszym szpitalem klinicznym, więc zapewne i potrzeby modernizacyjne ma najmniejsze?

– Ciągle panuje takie wyobrażenie, że DSK jest tak młodym obiektem, że nie wymaga prac modernizacyjnych. A budowę tej inwestycji rozpoczęto w 1979 roku! Od początku były z nią poważne problemy. Na koniec zbyt wcześnie ogłoszono zamknięcie inwestycji, co spowodowało zamknięcie dopływu środków finansowych. Ukończona była tylko część budowlana, ale brakowało sprzętu medycznego. Gdy wygrałem konkurs na stanowisko dyrektora szpitala, pierwszym moim działaniem była próba wznowienia inwestycji i chociaż podjęto wiele działań, starali się i nasi parlamentarzyści, zakończyła się niepowodzeniem. Mimo to, udało się nam m.in. kupić nowoczesną aparaturę do Zakładu Diagnostyki Obrazowej, otworzyć i wyposażyć Oddział Kardiologii Dziecięcej. Jednak od tamtych działań upłynęło 12 lat i nadszedł czas na gruntowną modernizację aparatury i sprzętu, który coraz częściej się psuje i nawet dochodzi do konieczności wstrzymywania operacji. Na przeprowadzenie tych prac potrzeba nam 5,5 mln zł.

 

 Jakie są najpilniejsze potrzeby?

– Mamy opracowany projekt całkowitej przebudowy szpitala i dostosowanie go do standardów unijnych. Potrzeba na to 35 mln zł. Czynimy starania o pozyskanie środków z unijnego programu Infrastruktura i Środowisko. Oczywiście, pomimo trudności finansowych, przeprowadzamy niezbędne remonty na bieżąco z własnych środków. Chcemy m.in. doposażyć oddział Intensywnej Terapii i Oddział Noworodków, potrzebujemy na ten cel około 3,8 mln zł. Cieszę się, że mogę podać dobrą wiadomość z ostatniej chwili. Otrzymaliśmy 3,53 mln zł na infrastrukturę Kliniki Hematoonkologii Dziecięcej, na wymianę wind, naprawę dachów, a także 2,32 mln zł na zakup niezbędnej aparatury.

 

 Jaka jest sytuacja finansowa szpitala?

– NFZ zalega nam ponad 4 mln zł za wykonane świadczenia w 2008 r. i w pierwszym półroczu 2009 r. Gdyby te zaległości zostały uregulowane, bylibyśmy zbilansowani na zero. Nasze kłopoty finansowe zaczęły się w 2006 r., gdy w całej Polsce obniżono wyceny za procedury pediatryczne. Wówczas podjęliśmy działania, by tak zrestrukturyzować rodzaj udzielanych świadczeń, aby przynoszące deficyt zamienić na dochodowe. Zmniejszyliśmy liczbę łóżek chirurgicznych ze 100 na 55, bo chirurgia przynosiła nam straty. Natomiast zwiększyliśmy dochodowe świadczenia, tworząc Oddział Alergologiczny i Oddział Ogólnopediatryczny w ramach jednej kliniki. Jednak NFZ uznał, że nie są to świadczenia ratujące życie i w związku z tym nadwykonania nie zostaną zapłacone.

 

 Czy są zabezpieczone potrzeby małych pacjentów hematoonkologicznych, bo szczególnie oni nie mogą czekać na udzielenie pomocy.

– Mamy o tyle dobrą sytuację, że kierownik Kliniki Hematoonkologii Dziecięcej prof. Jerzy Kowalczyk jest jednocześnie konsultantem krajowym. Dzięki jego staraniom, w tym roku udało się poprawić wycenę niektórych procedur hematoonkologicznych, ale ta specjalność, pomimo to, jest bardzo kosztochłonna. W tym roku NFZ dodatkowo utrudnił nam sytuację finansową, zabraniając w ramach tego samego planu finansowego dokonywania przesunięć ze specjalności, gdzie były niewykonania do specjalności, gdzie są nadwykonania.

 

 Prof. Leszek Szewczyk, konsultant wojewódzki ds. pediatrii alarmuje, że nie ma dobrego klimatu dla pediatrów, co zniechęca młodych lekarzy do szkolenia się w tej specjalności.

– Z całą pewnością pediatria jest traktowana po macoszemu. My na razie kadrę mamy, ale jej struktura wiekowa jest niepokojąca. Młodzież lekarska nie widzi siebie jako pediatrów, bo nie widzi perspektyw rozwojowych. Szpitale i poradnie niedługo nie będą miały wykwalifikowanej kadry. Tymczasem potrzeby rosną, bo jest duży przyrost naturalny.

Są również narzucane dziwne rozwiązania organizacyjne. Mamy Klinikę Patologii Noworodków i do nas są kierowane najciężej chore dzieci. Tymczasem od stycznia 2009 r. NFZ zmienił zasady finansowania patologii noworodków i zakwalifikował nas do pierwszego stopnia referencyjności jak zwykły szpital rejonowy. Żeby to zmienić, musielibyśmy przyjąć 2-3 neonatologów, a tych specjalistów brakuje. Jedynym wyjściem wydaje się zamknąć Klinikę Patologii Noworodków.