Archiwum Medicusa

Ofiarności lekarzy się nie docenia

Ofiarności lekarzy się nie docenia

z Andrzejem Ciołko, przewodniczącym Okręgowej Rady Lekarskiej w Lublinie w latach 2001-2009

rozmawia Marek Stankiewicz

 

 

• Przed 12 laty jako wojujący związkowiec z OZZL kontestowałeś izbę lekarską, by potem cztery lata swego życia oddać jej jako zastępca sekretarza i wiceprezes, a kolejne osiem jako szef lubelskiego samorządu. Warto było się izbie poświęcać?

– Po pierwsze, nigdy nie kontestowałem sensu istnienia izby, bo uważałem ją za najsilniejszą organizację, która może istotnie wpłynąć na nasze lekarskie losy. Byłem za to bardzo krytyczny wobec osób zajmujących wówczas w LIL najwyższe stanowiska. Nie miałem wątpliwości, że oblicze izby można i trzeba zmienić. Nie chcieliśmy czekać, aż ktoś załatwi nasze sprawy, których i tak nie zamierzał załatwiać. Poświęciłem swój wolny czas, zdolności i serce. I niczego dziś nie żałuję.

 

• Udało ci się?

– Jak najbardziej. Wierzę, że LIL udało się na tyle zmienić, że nigdy nie powróci to tamtego, nieprzyjaznego lekarzom wizerunku. Przez ostatnie 12 lat lubelska izba okrzepła organizacyjnie oraz personalnie, i jest w stanie sprostać potrzebom, jakie mają lekarze i lekarze dentyści. Przede wszystkim nie przeszkadza lekarzom skupić się na ich pracy zawodowej. Nie moralizuje i nie śle do środowiska górnolotnych pouczeń.

 

• A konkretniej…

– Stworzyliśmy sprawnie działające biuro prawne, w którym każdy lekarz może zasięgnąć porady. Izba lekarska stała się pomostem pomiędzy młodymi i starszymi lekarzami. Zniknęły animozje pomiędzy izbą a władzami uczelni, a dzisiejsza
współpraca z Uniwersytetem Medycznym może być wzorem dla innych.

 

• Ale przecież ustawowym obowiązkiem samorządu jest sprawowanie pieczy nad należytym wykonywaniem zawodu…

– Zgoda! Ale to nie oznacza, że każdego trzeba na zapas sprawdzać, czy dobrze pracuje. Izba ma zająć się wnikliwie nieprawidłowościami, zaniedbaniami i błędami w postępowaniu lekarskim, a nie obserwować i recenzować lekarzy. Znakomita większość z nas pracuje ofiarnie i na wysokim poziomie.

 

• Często złą opinię urabia właśnie mniejszość.

– Zło zawsze widać bardziej wyraziście niż dobro. Nic na to nie poradzimy. Opinię o lekarzach kształtują przede wszystkim pacjenci, bo przecież my to wszystko dla nich robimy.

 

• Wielu lekarzy uważa, że poziom agresji i roszczeń pacjentów wobec lekarzy nie był nigdy tak wysoki jak teraz. Skąd się bierze u nich ten przypływ frustracji?

– Powodów jest co najmniej kilka. Pamiętaj, że to państwo, a nie lekarze jest odpowiedzialne za stan zdrowia społeczeństwa. Ale władza państwowa od prawa do lewa uwielbia obarczać odpowiedzialnością za nieudolność rządzenia nie tylko lekarzy, ale księży, nauczycieli, a nawet policję. Władza absolutnie nie docenia wysiłku i ofiarności lekarzy, którzy np. zamiast zakontraktowanych 15 pacjentów dziennie, przyjmują 25-30. Bo zwyczajnie szkoda im tych ludzi, którzy często skołowani
przepisami przyjechali po pomoc z bardzo daleka. Powiem bez ogródek: to dzięki zaangażowaniu polskich lekarzy i pielęgniarek poziom opieki nad pacjentem nie odbiega ani na trochę od tego, który jest w krajach o wielokrotnie wyższym poziomie finansowania ochrony zdrowia. Oni po prostu robią znacznie więcej niż to, za co im się płaci.

 

• Czy lekarze polscy są dobrze wykształceni?

– Ja nie czuję się powołany do wygłaszania takich ocen. Wiem natomiast, jak bardzo cenią nas, kiedy razem z kolegami z zagranicy staniemy do pracy w ich szpitalach, nie tylko w Unii Europejskiej, ale w USA, Kanadzie i Australii. „Gazeta Lekarska” kipi przecież od ogłoszeń i atrakcyjnych zachęt do pracy za granicą.

 

• Wielu pacjentów narzeka, że lekarze w Polsce są źle wychowani i niegrzeczni

– Często nie zdajemy sobie sprawy, że ludzie na nas nieustannie patrzą i chcą w nas zobaczyć kogoś lepszego od siebie, wręcz idealnego, wrażliwego na całe zło człowieka. Niestety, zdarza się, że puszczają nam nerwy i pozwalamy sobie na chamstwo, opryskliwość i niczym nieusprawiedliwiony później brak cierpliwości i wyrozumiałości wobec często wygórowanych oczekiwań i roszczeń. To nie jest dobre, ale nie wyolbrzymiajmy tego problemu ani nie dajmy się nim zagadać.

 

• A może te błędy w komunikacji z pacjentami mają swój początek w domach rodzinnych, nie mówiąc już o studiach lekarskich?

– Nikt nikogo w domu ani na studiach nie uczy chamstwa. Więc nie wyolbrzymiajmy tego problemu. Każdy z nas ma swoje przykre doświadczenia, które trudno byłoby tu przytoczyć. Kiedyś, jako lekarzowi pogotowia, przedstawiciele marginesu społecznego przypomnieli w niewybrednych słowach o obowiązku odwiezienia karetką do szpitala ich kompana ze stłuczonym palcem. Za chwilę za menelem ruszała kawalkada aut pod szpital. We mnie się zagotowało, ale co miałem powiedzieć? Chamstwo i bezczelność pozostawiłem tamtym. Noblesse oblige. Koniec. Kropka.

 

• Uważasz, że lekarze i lekarze dentyści należycie wywiązują się z przynależności do inteligencji?

– Wiem, wiem… jak przewrotne jest twoje pytanie. Recenzowanie postaw niemądrych ludzi mi ubliża. Czytam regularnie
twoje felietony, więc nie podchodź mnie podstępnie. Jeżeli głupców jest więcej niż ludzi mądrych, to nie znaczy, że ci pierwsi zbawią świat. I nie oznacza to również, że mądrość w końcu nie zatriumfuje. Ja jestem dobrej myśli. Do LIL garną się lekarze, którzy swoje niekonwencjonalne zainteresowania chcą pokazać innym i o nich porozmawiać. W naszej galerii w gmachu przy Chmielnej 4, dokąd zapraszam wszystkich lekarzy i ich przyjaciół, na kawę lub niedrogi obiad, może chwilę rozmowy w gronie przyjaciół, od lat wystawiają lekarze, którym do spełnienia nie wystarcza tylko medycyna. Jest ich bardzo wielu. Ja tę afirmację życia szanuję, podziwiam i wspieram.

 

• „Lekarzu, pokaż co masz w garażu” – wołają do lekarzy każdego ranka wielkonakładowe tabloidy i stacje telewizyjne.

– To typowa zaczepka, z jaką chołota zwraca się do ludzi, którym te dobra zwyczajnie się należą. Pacjenci, często plotkują na temat tego, czym jeździ ich lekarz. No i cóż? Czy pacjenci zechcą się poskarżyć na swoje dolegliwości komuś, kto porusza się zdezelowanym „maluchem”, czy raczej podziwianą przez nich nowoczesną i „wypasioną” bryką?

 

• Czy dentyści w samorządzie są zdominowani przez lekarzy?

– Nie są. Jeżeli chcą mieć swój samorząd, należy im to umożliwić, bo wykonują odrębny zawód, w dodatku niemal w całości sprywatyzowany. Zastanawiam się tylko, kto by chciał tam pracować, bo przecież oni często pracują w swych gabinetach od rana do wieczora. Raczej się nie zanosi na secesję. Mam również wrażenie, że lekarze medycyny nie zawsze rozumieją problemy wynikające z pracy stomatologów. Wszyscy razem jesteśmy silniejsi, bo wszyscy jesteśmy lekarzami. Ale nie wszyscy tak myślą.

 

• Wiesz, że wielu lekarzy nie lubi swojego samorządu?

– Wiem również, że niektórzy wręcz nie lubią swojej pracy. Niektórzy przyzwyczaili się do niewłaściwego traktowania pacjentów i nielegalnych dochodów, i dziś uważają, że izba powinna rozwinąć nad nimi parasol ochronny. Ale tak nie jest i mam nadzieję, że nie będzie.

 

• Wymień trzy kardynalne błędy izby lekarskiej w minionym dwudziestoleciu.

– Za duży błąd uważam wprowadzenie punktów edukacyjnych. Lekarzy w Polsce nie trzeba gonić kijem do nauki, bo od kształcenia zależą ich zarobki. Kolejnym błędem jest podwyższenie wysokości składki, bo żadna część nie wraca do lekarzy, np. w postaci wsparcia
kształcenia. Lubelscy lekarze, zasiadający w NRL, głosowali przeciwko podwyższeniu składki. Na zakończenie wskazałbym na przerost biurokracji i administracji w naczelnych strukturach. Wystarczyłoby, aby Naczelną Radę Lekarską tworzył jej prezes wraz z 24 przewodniczącymi okręgowych rad lekarskich, zamiast 75-osobowego składu jak dotychczas.

• Czy lekarskie związki zawodowe to istotne uzupełnienie możliwości izby lekarskiej czy – jak niektórzy sądzą – tylko kula u nogi?

– Odpowiem dykteryjką z przeszłości. Przed trzynastu laty, jako związkowiec, przyszedłem do izby lekarskiej prosić o pomoc w sfinansowaniu przejazdu lekarzy autokarem do Warszawy na marsz protestacyjny, wymierzony przeciw nikczemnym wynagrodzeniom. Wówczas naszej delegacji nie zaproponowano nawet, abyśmy usiedli. Na stojąco wysłuchaliśmy szyderczego komentarza, żebyśmy nie wychodzili przed orkiestrę. Właśnie dlatego, dziś, na instrumentach należących do izby lekarskiej grają ci, którym to całkiem nieźle wychodzi.

 

• A dziś wiesz, czego chcą lekarze?

– Chcą pracować i wykonywać swój piękny zawód. I wiem, czego nie chcą. Aby nikt im w tym nie przeszkadzał, a już na pewno nie izba lekarska.