Mój Pan… doktor
Mój Pan… doktor
Dostojny Filomen, zwany Filipem – chociaż z racji nieprzeciętnej urody i stoickiego charakteru bardziej pasuje do niego imię filmowego kota Bonifacego i jego alter ego – koci podrostek, wulkan energii i ciekawości – kocurek Pele (właściciel z zawstydzeniem przyznaje, że Pele jakiś czas był Pelanią… „dopiero weterynarz wszystko wyjaśnił”) – oto współdomownicy Stanisława Gigolo, koordynatora ratownictwa medycznego w lubelskim Urzędzie Wojewódzkim.
– Nie miałem zwierząt w dzieciństwie ani później, córka tylko kiedyś miała chomika. Niespodziewanie, 3 lata temu, wszystko się zmieniło. Najpierw od znajomych wzięliśmy Filipa. Co tu kryć, urzekła nas z żoną jego uroda – ten biały żabot, skarpetki, białe wąsy… To wymowne spojrzenie… Na dodatek okazało się, że ma równie wspaniałą osobowość – opowiada doktor Gigolo.
To pewnie sprawiło, że bez większego oporu w lecie doktorostwo przygarnęło Pelego. – To prawdziwe kocie diablę, mistrz wspinania się po meblach, a także chodzenia pod obrusem. Ma dopiero 3 miesiąc,e ale mam nadzieję, że z wiekiem choć trochę się ustatkuje.
Oba kocury dostarczają wielu atrakcji. – Przez pierwszy miesiąc z trudem się tolerowali, teraz zaczynają się już razem bawić. Poza tym miło jest wracać do domu, w którym na nas czekają. aa