Archiwum Medicusa

Praca w komisjach problemowych ORL jest niezwykle ważna

Praca w komisjach problemowych ORL jest niezwykle ważna

z dr. Andrzejem Nowińskim – członkiem Prezydium ORL, przewodniczącym Komisji
ds. Emerytów i Rencistów ORL rozmawia Jerzy Jakubowicz

 

 

• Jakie miał pan plany życiowe po zdaniu matury?

– W gimnazjum interesowała mnie geografia, wybrałem jednak medycynę, bo uznałem, że zawód lekarza daje największą możliwość kontaktów z ludźmi.

 

• Kiedy uznał pan okulistykę  za swoje życiowe przeznaczenie?

– Jestem absolwentem Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Lublinie, który ukończyłem w 1963 r. Mój wybór okulistyki, to duża zasługa wspaniałego lekarza i człowieka dr Alicji Gierczyńskiej, która prowadziła ćwiczenia z tej specjalności na V roku studiów. Jednak w owych czasach, trudno było o zatrudnienie, obowiązywały nakazy pracy. W takiej sytuacji pracowałem w Klinice Okulistycznej, początkowo jako wolontariusz , ale po roku prof. Tadeusz Krwawicz, widząc moje zaangażowanie, podjął decyzję o zatrudnieniu mnie w charakterze asystenta. I dzięki temu, miałem możliwość uzyskania pierwszego, a następnie drugiego stopnia specjalizacji z okulistyki.

 

• Ale poświęcił się pan strabologii.

– Początkowo interesowała mnie okulistyka jako całość, z operatywą włącznie, która zresztą dawała mi dużo satysfakcji. Jednak przyszedł taki moment, kiedy w Lublinie została otwarta Poradnia Leczenia Niedowidzenia i Zeza, pierwsza w makroregionie. Stworzył ją z dużym osobistym zaangażowaniem dr Tadeusz Pałysewicz, ówczesny kierownik wojewódzkiej poradni okulistycznej, przy poparciu prof. T. Krwawicza. Podjąłem pracę w poradni, łącząc ją z zatrudnieniem w klinice. Zainteresowanie działalnością poradni było olbrzymie, zarówno wśród rodziców dzieci, które miały zeza, jak i wśród pediatrów, z którymi ułożyła się bardzo dobra współpraca. Zapotrzebowanie na nasze porady było tak duże, że trzeba było zatrudnić cztery ortoptystki, które pracowały na dwie zmiany, wykonując ćwiczenia z dziećmi przy pomocy specjalistycznego sprzętu. Natomiast całość leczenia niedowidzenia i zeza musi prowadzić okulista.

 

• A dlaczego zez powinien być leczony?

– Po pierwsze, z powodów kosmetycznych, aby dziecko nie miało kompleksów, że jest zezowate oraz z powodów funkcjonalnych. Zaburzenie koordynacji prawego i lewego oka daje zaburzenia widzenia obuocznego. Dzieci te mają trudność z dłuższą koncentracją wzroku, np. przy czytaniu, pisaniu, odrabianiu lekcji. Zez nie leczony powoduje duże trudności przy wybieraniu zawodu, zwłaszcza u chłopców. Praca w niektórych zawodach, jak kierowcy, na wysokości, przy maszynach w ruchu jest zabroniona.

 

• Czy każdy zez jest uleczalny?

– Zez w dużym stopniu daje się wyleczyć zachowawczo, możliwe to jednak jest pod warunkiem spełnienia pewnych rygorów: leczenie trzeba rozpocząć u małych dzieci (1,5-2 lata życia), bo mogą one już nosić okulary, zalecone ćwiczenia muszą być wykonywane niezwykle systematycznie. Leczenie można przerwać wyłącznie za zgodą lekarza, dopiero po ustąpieniu objawów chorobowych lub po uzyskaniu znacznej poprawy. W części przypadków musimy zastosować leczenie chirurgiczne zeza, a w niektórych przypadkach niedowidzenia nie uzyskujemy zadawalających wyników.

 

• Jest pan współtwórcą i wieloletnim kierownikiem tej poradni.

– Twórcą był dr T. Pałysewicz, a ja starałem się, jak mogłem najlepiej przez wiele lat pracować. Poradnia będąca w strukturach szpitala im J. Bożego cieszyła się przez wiele lat zaufaniem rodziców oraz kolejnych dyrektorów, m. in.: Cz. Popika, J. Kalasiewicza, E. Rodeckiej, P. Cioczka. Rodzice dzieci ofiarowali nam „złotą księgę” z licznymi pochlebnymi wpisami o naszej pracy.

• Kiedy doszedł pan do wniosku, że strabologia to pana powołanie?

– Prawie wszystko co wiem o strabologii, to zasługa prof. Krystyny Krzystkowej, kierującej w owych czasach wiodącym ośrodkiem okulistycznym w kraju, w Krakowie-Witkowicach. Strabologia nie cieszyła się w Lublinie większym zainteresowaniem. Mimo że przez większość okresu pracy w poradni pracowałem jako okulista sam, to miałem z tej pracy coraz więcej zadowolenia. Nabrałem dużego przekonania i pewności, że moje dotychczasowe doświadczenie pozwala więcej zobaczyć i wykryć w procesie diagnozowania i leczenia, niż mogą to zrobić inni okuliści, którzy nie pracowali w takiej poradni. Przepracowałem w niej 37 lat, udzieliłem ponad 75 tys. porad lekarskich, a pracujące ze mną panie ortoptystki wykonały ponad 350 tys. ćwiczeń.

 

• Jak słyszałem, dzięki pana trafnej diagnozie, w niektórych przypadkach można było zrezygnować z operacji u dzieci.

– Są dwa aspekty tego zagadnienia. Pierwszy – okulistyczny. Dzięki trafnej diagnozie i systematycznym ćwiczeniom, uzyskane wyleczenie lub znaczna poprawa pozwala na rezygnację z chirurgicznego zabiegu okulistycznego. Drugi – ortopedyczny. Dziecko z powodu kręczu karku było kierowane na zabieg ortopedyczny. Dokładne badanie strabologiczne wykazało, że przyczyną przekrzywienia głowy u dziecka nie jest wada mięśni szyi, tylko pierwotna wada narządu ruchu gałki ocznej. Satysfakcja była tym większa, że dzieci te miały już wyznaczony termin zabiegu operacyjnego.

 

• Praca zawodowa dobiegła końca.

– Niezupełnie. Nadal dwa razy w tygodniu badam dzieci okulistycznie, również te z zezem i niedowidzeniem. Niestety, z dużym żalem i rozczarowaniem zakończyła się po 37 latach moja tak zaangażowana praca w Poradni Leczenia Zeza i Niedowidzenia, gdy pracodawca bez słowa – dziękuję – rozwiązał ze mną umowę. Uważam, że po tylu latach pracy, nawet konieczne rozstanie powinno wyglądać inaczej.

 

• Kiedy podjął pan pracę w naszym samorządzie lekarskim?

– W połowie I kadencji zacząłem się interesować, czym zajmuje się nasz samorząd. W drugiej, czwartej i kolejnych kadencjach wybierano mnie na członka Okręgowej Rady Lekarskiej, a obecnie, dodatkowo, jestem także członkiem Prezydium ORL. W działalności samorządowej dużo czasu poświęciłem na niezwykle ważną pracę w komisjach problemowych ORL, gdzie z dużą satysfakcją współpracowałem w Komisji Kształcenia Medycznego z kol. kol. Ewą Tuszkiewicz, Marią Jakubowską, Janiną Kalenik, a w Komisji Etyki z Andrzejem Jóźwiakowskim. W piątej kadencji byłem przewodniczącym Komisji ds. Konkursów, a obecnie przewodniczę Komisji ds. Emerytów i Rencistów.

 

• Zaangażowana praca zawodowa i samorządowa została doceniona.

– Otrzymałem różne odznaki i medale, jak m.in.: Złotą Odznakę Zasłużonego Pracownika Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Lublinie, medal „40-lecia PRL”, Medal Lubelskiej Izby Lekarskiej, a największą satysfakcję dała mi odznaka „Przyjaciel Dziecka”.

 

• Znany jest pan z inicjatyw, przypominających lekarzy, którzy odeszli.

– Istnieje powiedzenie, że zmarli żyją, dopóki są w naszej pamięci. Cieszę się, że przy pomocy władz Lubelskiej Izby Lekarskiej udało się zrealizować odnowienie tablicy upamiętniającej zasłużonego lekarza Wiktora Sztejna, zorganizować sesję z okazji setnej rocznicy urodzin wybitnych lekarzy i dydaktyków: prof. Tadeusza Jacyny Onyszkiewicza i prof. Alfreda Tuszkiewicza, wykonać tablicę ku czci lekarzy naszej izby zamordowanych w Katyniu. Chciałbym, aby pozostał na stałe zwyczaj składania kwiatów w dniu Święta Zmarłych na grobach prezesów Lubelskiej Izby Lekarskiej oraz innych naszych koleżanek i kolegów.

 

• Pana zainteresowania pozazawodowe.

– Lubię wypoczywać, jak to się mówi, na łonie przyrody, w ciszy i spokoju, no, i do tego z dobrą książką. W czasach studenckich pasjonowałem się brydżem, wraz z moim kolegą i przyjacielem, Wojciechem Machem byliśmy mistrzami Akademii Medycznej w Lublinie w brydżu sportowym.

 

• Co chciałby pan zrealizować jeszcze w życiu?

– Chciałbym nadal móc leczyć dzieci z wadami wzroku. W pracy samorządowej bardzo chciałbym doczekać czasu, kiedy w sposób znaczący wzrośnie lub powróci autorytet pracy lekarza jako człowieka przyjaznego ludziom. Aby odbudowała się ranga izby lekarskiej, a samorząd więcej uwagi i starań poświęcał etyce naszego zawodu.