Archiwum Medicusa

Nasi Państwo… doktorzy

Nasi Państwo… doktorzy

 

– Kiedy braliśmy ślub, obok przysięgi małżeńskiej przyrzekliśmy sobie coś jeszcze: żadnych roślin w domu i żadnych zwierząt. Bo chcieliśmy dużo podróżować. No i proszę, co z tego zostało – śmieje się prof. Leszek Szczepański, reumatolog i jego żona Elżbieta, fizjoterapeutka, którzy są właścicielami… 11 kotów. Co prawda, w rozległym domu profesorostwa nie bardzo widać tę kocią czeredę, bo każdy kot ma swoje ulubione rewiry i zwykle tam spędza czas, ale na donośne nawoływania gospodarzy, jak spod ziemi, nagle wyłaniają się koty wszelkiej maści i ras: srebrnoszara Pusia, 18-letnia nestorka tego stada; Rudasek – jej syn; uratowane i odchowane od kocich osesków, bo ich matkę ktoś otruł, rodzeństwo: Niuniuś (wielbiciel profesora), Bambuś, Czikuś i Lola; dalej ogromny półpers Puszek (jako kocię wpadł do przypiwnicznej rury i przez 10 dni dokarmiany przez dr Elżbietę czekał na wyciągnięcie: „Jak go zobaczyłam po wydobyciu, wyglądał jak szkielet. Teraz waży 10 kg.”); długowłosy czarny z białym krawatem Misio, podrzucona do ogrodu czarno-biała Kicia, przepiękny leśny-syberyjski kocur Mikuś znaleziony na pobliskiej działce w stanie skrajnego wyczerpania i kilkumiesięczna buraskowata Nana.

– Wszystkie te koty to nie był nasz wybór. To znajdy i bidy, które ratujemy. Jest ich oczywiście więcej, są koty, które dokarmiamy na tarasie, ale nie jest łatwo znaleźć dla nich domy i przyjaznych ludzi. Zostają więc z nami – uśmiecha się dr Elżbieta, która miłość do zwierząt wyniosła z rodzinnego domu. – Moja mama przygarniała wszystkie zwierzaki potrzebujące pomocy. Nawet kurę kiedyś uratowała i ta kura mieszkała z nami 14 lat!

– Okazuje się, że mimo 11 kotów, całego mnóstwa roślin, a także 30 ryb w ogrodowym oczku wodnym można żyć i podróżować, nawet bardzo daleko i długo – mówi z szelmowskim błyskiem w oku prof. Leszek Szczepański. – Trzeba mieć tylko oddanego bratanka, który w czasie naszej nieobecności zajmuje się całym tym gospodarstwem.

Anna Augustowska