Archiwum Medicusa

Transplantacja – przełamany impas?

Transplantacja – przełamany impas?

z dr. Jackiem Bickim i mgr Małgorzatą Borawską, koordynatorami ds. transplantacji I Kliniki Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Leczenia Żywieniowego SPSK 4 w Lublinie rozmawia Anna Augustowska

 

 

• Głośna historia 6-letniego Tomka, który w sierpniu br. po zatruciu muchomorem sromotnikowym przeszedł kilka tygodni temu operację przeszczepienia wątroby w Centrum Zdrowia Dziecka, daje szansę na poprawę sytuacji w dziedzinie przeszczepów. Czy rzeczywiście?

– Myślę, że losy Tomka, które śledzi cała Polska, bardzo zmieniły klimat wokół transplantologii. Po dramatycznym spadku przeszczepów i fatalnym oddźwięku, jaki przed kilku laty przyniosła głośna sprawa zatrzymania przez CBA dr. G., szefa kliniki kardiochirurgii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie i po oskarżeniach ośrodka białostockiego, przypadek Tomka przełamał społeczną niechęć i teraz jest doskonały moment, aby o transplantologii mówić, podkreślać jej rolę w ratowaniu ludzkiego życia, szukać sprzymierzeńców. Być może nie od razu skoczą statystyki, bo problem jest złożony, ale tak dobrej atmosfery dla transplantologii szkoda nie wykorzystać.

 

• Potrzeby są ogromne, setki Polaków czekają na przeszczep nerki, serca, wątroby. Co jest główną barierą w zwiększeniu przeszczepów?

– Przeszczepów jest mało, bo mało jest dawców. Zbyt wielu chorych umiera bez możliwości wykorzystania ich narządów tak, by mogły służyć innym. Wiąże się to m.in. z ostrzejszymi normami, które zostały wprowadzone po 2006 r., i które nakładają bardziej rygorystyczne kryteria przy kwalifikacji narządów do przeszczepu. Na pewno w pozyskiwaniu dawców nie jest największym problemem – jak się zwykle uważa – brak zgody na oddanie narządów czy opór rodziny zmarłego. W Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, który działa w kraju od 1996 roku zarejestrowało się zaledwie 30 tysięcy osób! Dzięki szeroko prowadzonym i nagłaśnianym przez media akcjom uświadamiającym rolę medycyny transplantacyjnej; dzięki poparciu przez Kościół oddawania narządów – uzyskanie zgody na pobranie narządów to w całym tym procesie nie jest największy problem. Świadomość społeczna, mogę to śmiało powiedzieć, jest pod tym względem na wysokim poziomie. Ludzie chcą ratować innych; czasem po rozmowie z nami upewniają się, że zgoda na pobranie narządów od ich bliskich zmarłych jest słuszna. Czują ulgę, kiedy wahających się i zrozpaczonych ludzi pytamy przed podjęciem tej decyzji, jaką osobą był ich bliski. Czy pomagał innym, czy był wrażliwy, może mówił, że chce być dawcą itd. Zwykle okazuje się wtedy, że wydanie zgody na pobranie narządów staje się łatwiejsze, a nawet daje siłę tym, którzy żegnają się w ten sposób np. z własnym dzieckiem. Po historii z Tomkiem czekającym niemal do ostatniej chwili na wątrobę, odnotowujemy coraz częściej przypadki, kiedy rodziny ciężko chorych same przychodzą do lekarzy z pytaniem, czy w razie śmierci ich bliskich istnieje możliwość pobrania narządów do przeszczepów.

 

• W takim razie co zawodzi? System pozyskiwania dawców działa przecież od dość dawna?

– W Polsce system działa od 1995 roku, czyli od wejścia w życie ustawy transplantacyjnej, chociaż pobieranie i przeszczepianie narządów od zmarłych wykonywano wcześniej. Np. w naszym szpitalu pierwsze pobranie nerek wykonano w 1988 r. W 1996 roku utworzono Poltransplant, pojawił się termin: koordynator transplantacyjny, czyli osoba, która ma się zajmować organizacją i przebiegiem całego procesu; od znalezienia potencjalnego dawcy, pozyskania narządów i dostarczenia ich do ośrodka, gdzie czeka na nie biorca. Niestety, do dzisiaj ten system mocno kuleje. Choćby dlatego, że dopiero w tym roku przekazano pieniądze, mające umożliwić zatrudnianie koordynatorów transplantologii w szpitalach, w których jest możliwość pobierania narządów. Ministerstwo Zdrowia przekazało na ten cel około 1,3 mln zł z rezerwy budżetowej (lecz jak się podzieli to na około 130 koordynatorów, to okazuje się, że są to bardzo skromne środki).

• Określmy więc, kim jest koordynator transplantacyjny?

– Koordynator jest pracownikiem szpitala, najczęściej związanym z oddziałem intensywnej terapii. Zwykle jest to lekarz, pielęgniarka lub psycholog, większość z nich ma ukończone Podyplomowe Studia Koordynatorów Przeszczepiania Narządów na warszawskim UM, niektórzy przebyli różne szkolenia zagraniczne. Zadaniem koordynatora jest utrzymywanie stałej łączności między oddziałami takimi jak intensywna terapia, neurologia czy neurochirurgia, na których leżą ciężko chorzy potencjalni dawcy, a zespołem transplantacyjnym. Większość koordynatorów pracuje na zasadzie wolontariatu. Po prostu mają etat w szpitalu, a zadania koordynatora wykonują, bo czują taką potrzebę, chcą ratować ludzi.

Poza tym koordynatorzy organizują szkolenia dla lekarzy i pielęgniarek, spotkania edukacyjne dla młodzieży. Na Lubelszczyźnie nie ma większego szpitala, w którym byśmy wspólnie z Małgorzatą Borawską, nie przeprowadzili takich szkoleń.

 

• Znaleźć dawcę, pozyskać zgodę rodziny, wreszcie – dodajmy, że wszystko to w czasie kilku godzin – doprowadzić do pobrania i przekazania narządu do biorcy, to trudna logistycznie, ale i obciążająca psychicznie praca. Co jest jej najsłabszym elementem?

– Wciąż mała liczba dawców. Wielu zmarłych w mechanizmie śmierci mózgu dyskwalifikują choroby, jakie przebyli (np. wzw lub AIDS), nasilająca się niewydolność wielonarządowa lub też wykryta w czasie kwalifikacji do pobrania narządów choroba nowotworowa. Ogromnym problemem jest jednak opór samych lekarzy. Nawet jeśli mają na oddziale potencjalnego dawcę, wciąż zbyt mało się angażują w pozyskanie od niego narządów. Po prostu unikają rozmowy z rodziną, obawiają się oskarżeń i podejrzeń rodzin, że nie ratują ich krewnych, obawiają się prokuratury, nie mają dość samozaparcia, po ludzku odsuwają od siebie trudną sytuację, bo nie jest łatwo podejść do załamanej, zrozpaczonej rodziny i spytać o możliwość pobrania narządów. Nie we wszystkich szpitalach działają też komisje do rozpoznawania śmierci mózgowej (często są to ciała fasadowe, istniejące tylko na papierze). Czy to oznacza, że w tych szpitalach nie umierają ludzie? Oczywiście umierają, ale zaniedbano próbę pobrania od nich narządów. Co oznacza też, że prawdopodobnie ktoś stracił szansę na uratowanie życia. Lekarze powinni to sobie ciągle uświadamiać.

 

• Może więc łatwiej pozyskiwać zgodę na pobranie narządów od osób żywych?

– W Polsce przeszczepia się rocznie około 40 narządów (nerek i części wątroby) pobranych od osób żywych – czyli bardzo mało i statystycznie znacznie mniej niż w innych krajach europejskich. Ten problem został poruszony w zorganizowanej w tym roku przez ośrodek warszawski konferencji pod hasłem: „Żywy dawca nerki”. Wynika to częściowo z ograniczeń prawnych i obaw o handel narządami. Warto jednak zachęcać rodziny, by wspomogły swoich ciężko chorych bliskich, jeżeli im zdrowie pozwala, np. oddaniem nerki. W Polsce przeszczepia się dwa do trzech razy mniej narządów, w porównaniu do rzeczywistych potrzeb i dlatego wielu chorych umiera w oczekiwaniu na przeszczep. Pewne nadzieje wiążemy z ostatnimi zmianami prawnymi, pozwalającymi na pobranie narządów od osób zmarłych w mechanizmie zatrzymania krążenia.

 

• Dziękuję za rozmowę.

– Również serdecznie dziękujemy i chcielibyśmy przy okazji tej rozmowy serdecznie podziękować tym lekarzom i pielęgniarkom, którzy pomagają nam w rozpoznawaniu śmierci mózgu, pobieraniu i przeszczepianiu narządów zarówno w naszym szpitalu, jak i innych szpitalach naszego regionu.

Koordynatorzy transplantacyjni z PSK 4: dr Jacek Bicki i mgr Małgorzata Borawska z kalendarzem na 2011 rok, który jest efektem spotkań z młodzieżą lubelskich szkół (na kalendarz składają się wykonane przez młodzież plakaty propagujące dawstwo narządów).