Spóźniony list
16 września 2010 roku, w swoje 63. urodziny, odeszła od nas na zawsze Pani Helena Czuchryta, nieoceniona pracownica Biura Lubelskiej Izby Lekarskiej
Spóźniony list
Droga Pani Helenko,
przypadł mi w udziale smutny, choć zaszczytny obowiązek tej ostatniej, pożegnalnej prezentacji. Los zrządził, że działalność w Izbach Lekarskich rozpoczęliśmy razem. Od początku ich istnienia. Ja zostałem wybrany pierwszym Prezesem, a Pani…
…Tworzące się Izby Lekarskie miały dużo zadań. Nie miały natomiast pieniędzy, personelu, infrastruktury, doświadczenia. To był trudny czas budowania i walki. Walki między innymi o prestiż nowej instytucji.
Jacy ludzie, taki prestiż. Urząd Wojewody zobowiązany z mocy ustawy do wsparcia tworzących się Izb Lekarskich oddelegował do pomocy dwie, jak się później okazało, wspaniałe osoby. Obie zresztą przyjęły propozycję angażu i na stałe związały się z Izbą. Jedną z nich była Pani.
Obserwowałem Pani pracę z podziwem, a w miarę upływu czasu moje uznanie rosło. Obce było dla Pani pojęcie „zakresu obowiązków”. Brała Pani ich ogrom na siebie i kosztem życia prywatnego wywiązywała się z nich znakomicie. W nawale zadań i problemów nic nie umknęło Pani uwadze.
Chroniła nas Pani przed zaniedbaniami, błędami i zaniechaniem. Wciąż widzę Panią, zawsze pogodną, pełną inwencji i zaangażowania, subtelnie podsuwającą najlepsze rozwiązania. Nawet dla najbardziej uciążliwych interesantów i współpracowników miała Pani doceniane przez wszystkich, niewyczerpane zasoby taktu, delikatności, życzliwości, uprzejmości. Dzięki Pani tak też postrzegano Biuro Izby Lekarskiej.
Sądziłem, że w tym początkowym okresie motywował Panią entuzjazm, który towarzyszył tworzeniu Samorządu. Spodziewałem się, że po pewnym czasie Pani „znormalnieje”. Ale myliłem się. Pani po prostu taka była – lojalna wobec instytucji oraz pełna skromności, szacunku i poświęcenia dla innych.
Od pewnego czasu narastała we mnie potrzeba przekazania Pani wdzięczności i uznania za oddanie dużej części swojego życia Lubelskiej Izbie Lekarskiej.
Moje nieudolne próby powiedzenia tego z wrodzoną sobie skromnością traktowała Pani jako miłe, ale zdawkowe i niezasłużone komplementy.
A teraz już za późno. Już nie oddam Pani należnego hołdu. Pozostaje mi tylko ten spóźniony list otwarty, który, mam nadzieję, złagodzi żal Pani wspaniałych synów i pomoże zachować Pani obraz w naszej wdzięcznej pamięci.
Witold Fijałkowski
Lublin, 17 września 2010 r.