Mój Pan… doktor
Mój Pan… doktor
W domu Krzysztofa Kota, ginekologa ze szpitala im. Jana Bożego w Lublinie, zawsze były jakieś zwierzaki, ale tak rasowego (z pełnym rodowodem; rodzice to psy z tytułami championów) jak obecny pies Karlos, jeszcze nie było. – Karlosek ma dwa lata i nie ukrywamy, że jest spełnieniem naszych marzeń – mówi z uśmiechem doktor Kot, głaszcząc swego pupila.
A wymagania były ostre. – Szukaliśmy psa, typowego kanapowca, o miłym i łagodnym usposobieniu, ale też psa, który nie wywoływałby alergii, a Karlos jako przedstawiciel grzywacza chińskiego nie ma sierści, tylko włosy . To ważne, bo mam dwóch synów: 5-letniego Filipa i rocznego Fyderyka, którzy uwielbiają bawić się z Karlosem – opowiada doktor, przyznając, że swego pupila traktuje trochę jak trzecie dziecko.
Karlos nie jest zbyt wymagający, ale jeśli właściciele chcą mu bardzo dogodzić, to szykują mu ulubione smakołyki: surowe warzywa i owoce, ze szczególnym wskazaniem na marchewkę, którą pies z apetytem chrupie.
– No i musimy dbać o niego, kiedy jest zimno. Ponieważ nie ma sierści, na jesienno-zimowe spacery chodzi w kurteczce, a w tym sezonie dostanie także buciki. Bo, niestety, tak pięknej słonecznej pogody, jaką mieliśmy w wakacje nad Bałtykiem, gdzie Karlos mógł się wygrzewać w piasku jak jaszczurka, to w naszym klimacie nie możemy mu zagwarantować – śmieje się doktor Kot.
Anna Augustowska