Coraz bliżej Europy
Coraz bliżej Europy
z prof. Jerzym Strużyną, kierownikiem Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej rozmawia Anna Augustowska
• Wszystko wskazuje na to, że impas został przełamany i łęczyńskie Centrum Oparzeń już wkrótce będzie działać zgodnie z pańskimi oczekiwaniami. Myślę tu o śmiałych planach inwestycyjnych (m.in. zakupie komory hiperbarycznej, większej liczbie łóżek na intensywnej terapii i całodobowym lądowisku). Co powinno jeszcze zmienić się w kierowanym przez pana ośrodku?
– Nie chcę wyjść tu na malkontenta, ale wrażenie przełamania impasu wynika z notowań i wieści medialnych. Leczymy oparzenia, ale nie mamy, jako centrum, wpływu na finansowanie. Nie wiem, czy plany powiązane z NFZ, będą zrealizowane. Dzisiaj można powiedzieć, że hasło ratowania życia wymusza zadłużenie i kredytowanie naszej działalności. Stale mamy kłopoty i to poważne z optymalnym leczeniem oparzonych.
Plany inwestycyjne są zasługą dyrekcji. Odważne decyzje, wyprzedzające plany zachowania spokoju w NFZ, mam nadzieję wprowadzą Lubelszczyznę, przynajmniej w leczeniu oparzeń, do Europy. Hiperbaria jak dotąd jest techniką leczniczą „szukającą chorób”. Są ścisłe wskazania do jej stosowania. Jest niezbędna w ratowaniu życia i będzie poważnym uzupełnieniem terapii, chociażby w postępowaniu z ranami.
Roczne doświadczenie skłania nas do rewizji pewnych zasad walki i zapobiegania zakażeniom. Jest to bardzo poważny problem. Wymaga nie tylko sprawdzalnych i realnych koncepcji, ale wykorzystania w praktyce doświadczeń innych, wiodących ośrodków. Już teraz można powiedzieć, że potrzebne będzie zwiększenie liczby personelu, co spotka się zapewne ze sprzeciwem dyrekcji, bo znowu chodzi o pieniądze. Dopóki o finansowaniu decydować będzie rachunek ekonomiczny, a będzie, to frustracja leczących może być wpisana do patologii zawodowych.
• Został pan właśnie wojewódzkim konsultantem w dziedzinie chirurgii plastycznej. Czy to pomoże w zaplanowanej rozbudowie WCLO o dział chirurgii rekonstrukcyjnej?
– Konsultant wojewódzki w dziedzinie chirurgii plastycznej ma bardzo ograniczone możliwości. Praktycznie żadne, patrząc na to od strony kształtowania polityki zdrowotnej i kształcenia lekarzy. Nie ma też wpływu na powstanie nowych ośrodków, oddziałów. Według mojej opinii, sposób weryfikacji i przyjmowania kandydatów do specjalizacji z chirurgii plastycznej jest kuriozalny. Począwszy od napisania podania przez kandydata do otrzymania skierowania już na specjalizację, proces ten przebiega tylko w instytucjach urzędniczych. Jedynym wiodącym wyróżnikiem jest liczba punktów otrzymanych po egzaminie LEP i po egzaminie specjalizacyjnym, np. z chirurgii ogólnej. Nie wiem, czy wartość tych obu egzaminów jest taka sama. Po egzaminie specjalizacyjnym wiadomo przynajmniej, że kandydat ma dwie ręce niezbędne do operacji. Nie rozwodząc się dłużej nad moimi wątpliwościami, wiem, że otrzymam nieznanego mi kandydata do specjalizacji z chirurgii plastycznej. Nie znam jego zdolności, motywacji. On też chyba nie wie, że głównym celem szkolenia będzie umiejętność leczenia oparzeń i chirurgii rekonstrukcyjnej. To ciężki i frustrujący zawód.
Powstanie i rozwój oddziału chirurgii rekonstrukcyjnej wymaga nakładów finansowych. A te powinny być wdrożone już rok temu, kiedy centrum powstawało. Teraz czeka nas zakup narzędzi, optymalizacja i specjalizacja personelu średniego – a to jest najdroższe.
Chirurgia plastyczna jest jedna, coraz biedniejsza, coraz mniej doceniana. Kojarząca się z nią tzw. chirurgia estetyczna, polegająca na zabiegach nie ratujących życia lub przywracających funkcję narządów i tkanek jest też jej częścią. Jednakże jestem zdania, że w warunkach polskiej biedy podpartej myśleniem z epoki socjalizmu, nie ma racji bytu wykonywanie tego typu zabiegów w naszym oddziale. W większości krajów nie ma tego typu sposobu myślenia. Liczy się bezpieczeństwo i poziom zabiegów estetycznych, które przynoszą dodatkowe zyski dla szpitala.
Wracając do chirurgii oparzeń – swoją drogą, skąd wzięło się to dziwne określenie? My wykonujemy zabiegi usunięcia martwicy i pokrycia ubytków przeszczepami skóry. To nie jest jakaś odrębna, wysokospecjalistyczna chirurgia. To są zwykłe zabiegi chirurgiczne, które robimy u oparzonych osób.
Eufemistycznie nazwany oddział chirurgii rekonstrukcyjnej, który chcemy uruchomić w centrum, będzie oddziałem chirurgii plastycznej. Mam nadzieję, że rozwiniemy zabiegi mikrochirurgiczne i chirurgię ręki. Będziemy też operować wszystko, co mieści się w zakresie chirurgii plastycznej (m.in. rekonstrukcje piersi po mastektomii, powiek, nosa czy warg np. po wypadkach komunikacyjnych). Niestety, nie możemy operować wad wrodzonych u małych dzieci, noworodków. Szpital leczy wyłącznie dorosłych.
• Pod koniec listopada organizuje pan konferencję. Co będzie jej głównym celem obok przedstawienia dorobku ośrodka w Łęcznej – myślę tu m.in. o głośnym sukcesie w leczeniu chorych z zespołem Lyella?
– Jaki oddział, taka konferencja. Będzie mała, prawie rodzinna. Dotyczyć będzie naszej rocznej działalności. Chcemy pokazać zaproszonym gościom nasze centrum, przedstawić nie tylko sukcesy, które, niestety, nie zawsze są obiektywne, ale i problemy, dalszą drogę systemów leczniczych, szkolenia, rozwoju naukowego itp.